Kanada pachnie żywicą, ale tylko latem. Zimą wszystko się zmienia. Upajające zapachy nikną i trudno o odgłos ptasiego trelu.
W ostatnie święta zatrzymał się czas, a raczej zamarzł. Przez ponad tydzień, dzień w dzień witaliśmy się z -30° C i zamarzniętymi oknami. Ba. -30° C to tylko temperatura na termometrze, ale w twarz wiało tak, jakbyś przytulał się do lodu. Odczuwalnie było -45° C i naprawdę trudno było wytrwać na zewnątrz dłużej niż 15 minut. Zamarzały końcówki palców u stóp i u dłoni, a najbardziej zimno było w odsłonięte policzki, nos i oczy. Tego nie można było uniknąć.
Najciekawsze jest jednak to, że całe miasto normalnie działa mimo tak rozbrajających mrozów. Nikt nie odwołuje zajęć, nie ma zamkniętych sklepów, autobusy jeżdżą rozkładowo. Nikt nie boi się też jeździć na łyżwach, albo spróbować swoich sił na stoku narciarskim mimo tak niskich temperatur. Nikt nie jest zaskoczony takim zimnem, a wręcz przyzwyczajony. Mimo, że rzeczywiście mniej ludzi jest na ulicach, to jednak samochódów tak samo dużo można spotkać na głównych arteriach miasta.
Jako nowicjusz wśród takich zimowych ekscesów jestem w szoku, ale i podziwiam zapał Kanadyjczyków. Może to tylko kwestia przyzwyczajenia, którego z czasem można nabrać?
Udało się przetrwać ten mroźny czas i dzięki Chinookowi odetchnąć. Ciepły wiatr z Gór Skalistych w mig przepędził mróz i przyniósł nagłe ocieplenie. W ciągu dwóch nocy temperatura wzrosła do zera stopni. Jakby przyszło lato! Zauważyłam pierwszych śmiałków, którzy zrzucili swetry, założyli nawet sportowe adidasy, a i czapki zostawili w kącie. Wszyscy jakby z ulgą odetchnęli i zaczęli częściej pojawiać się na ulicy.
Do wiosny takie skoki temperatur będą się powtarzać. Jak mnie zapewniano, to nie pierwsza taka sroga zima, więc należy zacisnąć zęby i być przygotowanym na kolejne starcia. Rzeczywiście Kanada daje popalić zimą, ale jeszcze tylko 45 dni do wiosny, więc tej nadziei się trzymajmy.
Milena Jędrzejewska – Polonia Calgary News